KRYSTYNA
KONECKA
READING PETRARCH’S 211
SONNET TO LAURA
Year one thousand
three hundred twenty-seven.
Sixth day of
April, in the morning hour.
I entered the maze
which I still have not left.
Francesco Petrarca
Year one thousand
three hundred twenty-seven.
Six day of April,
in the morning hour.
You entered the
maze which you have not yet left
though seven ages
pass with Tiber waters.
Six hundred and
sixty-six of Aprils passed.
Law of
coincidence. Me at Capitol
where Rome bowed
to you at the centenaries
and placed the
wreath of laurels on your temple.
Through chaos of
the world in madmen’s power
I attempt to save
my order by sonnet
by climbing up
your path full of the rigours.
You understand,
Master – it’s not about wreaths.
The wise criticize
me. But unluckily
- I entered the
maze. I still cannot get out.
TRANSLATED BY EWA SHERMAN, ENGLAND
*
CZYTAJĄC 211 SONET PETRARKI DO LAURY
Rok tysiąc trzysta dwadzieścia i siedem.
Dzień szósty kwietnia o rannej godzinie.
Wszedłem w
labirynt, dotąd nie wyszedłem.
Francesco Petrarca
Rok tysiąc trzysta dwadzieścia i siedem.
Dzień szósty kwietnia o rannej godzinie.
Wszedłeś w labirynt, dotąd nie wyszedłeś
choć z wodą Tybru siódmy wiek upływa.
Sześćset sześćdziesiąt
sześć minęło kwietniów.
Prawo przypadku.
Ja na Kapitolu
gdzie Rzym ci złożył ukłon na stulecia
i wawrzynowy
wieniec na twym czole.
Przez chaos świata we władzy szaleńców
Swój ład próbuję ocalić sonetem
twoich rygorów
wspinając się drogą.
Rozumiesz, Mistrzu
– nie chodzi o wieńce.
Mądrzy mnie ganią. Ale ja, niestety
- weszłam w
labirynt. Dotąd wyjść nie mogę.
RENIA IN THE DOORFRAME
Wojciech Weiss is
painting portrait of his wife
Oh, yes, stay on
the step leaning against the doorframe.
Though you may,
darling, put on slippers because your feet
were cold when I
kissed them a while ago. Already
I have a sketch of
you. And the open window
with the morning
sun. You know how I love its language,
but no more than I
love you. Just now I paint shimmer
at this spot on
the neck which my lips are longing for
and this which is
hidden under the loose chambray robe.
I throw a sparkle
on the fiery silk. And dreaming
I arrange most
tenderly the folds’ chiaroscuro.
We will confide in
nobody this secret hour.
It is hardly our
beginning. Maybe we will
succeed to fill
with colours the windows of this house ...
Now then.. Slip
off, please, those black wings of your cape…
TRANSLATED BY EWA SHERMAN, ENGLAND
**
RENIA W DRZWIACH
Wojciech Weiss
maluje portret żony
O, tak pozostań w progu o framugę wsparta.
Chociaż może, kochanie, pantofelki załóż,
bo miałaś chłodne stopy gdy je całowałem
przed chwilą. Już mam szkic twój. I okno otwarte
z porannym słońcem. Wiesz jak kocham jego mowę,
lecz nie bardziej
niż ciebie. Właśnie kładę lśnienie
na to miejsce na
szyi z moich ust pragnieniem
i to, skryte pod
wiotką szatką batystową.
I blask rzucam na
jedwab płomienny. I marząc
światłocień fałd układam najczulej. Nikomu
nie będziemy się zwierzać z tajemnej godziny.
To ledwie nasz
początek. Może nam się uda
kolorami wypełnić okna tego domu…
Już… Zrzuć, proszę,
te czarne skrzydła peleryny…
THE PAINTING OF LONDON
BRIDGE. 1666
From the direction
of Tower the town in the courtain of flames.
Bloody boats sink
under the bridge set ablaze.
From the sea of
fire and smoke – like in the Roman stage
Saint Paul raises
his Gothic arms.
A fire before
morning sparked in the house
of the king’s
baker of Pudding lane. In the „Diaries”
Samuel Pepys
wrote, however, that people said
that Frenchman
burnt the City before he hung on halter.
Beginnings ‘so
poor and wretched …’ but the forest
of stone temples
burnt like a handful of moss.
Was it a result of
a magic joke?
These three devil
sixes? Or God’s judgment.
So half a century
after the death of London Bard
Shakespearean London
eagerly ascended.
TRANSLATED BY EWA SHERMAN, ENGLAND
***
OBRAZ Z LONDON
BRIDGE. 1666
Od strony Tower
miasto w kurtynie płomieni.
Krwawe czółna pod
mostem toną rozżarzonym.
Z morza ognia i
dymu – jak na rzymskiej scenie
święty Paweł unosi gotyckie ramiona.
Czerwony kur nad
ranem zaiskrzył się w domu
królewskiego
piekarza z Pudding Lane. W „Dzienniku”
Samuel Pepys
wpisał jednak, że mówiono,
iż City spalił Francuz, nim zawisł na
stryku.
Początki „tak mizerne i niedocieczone…”,
a las kamiennych świątyń jak mchu garstka
spłonął.
Czy mogły to być skutki magicznego żartu?
Te trzy szatańskie szóstki? Czy też wyrok boski.
Tak pół wieku po śmierci londyńskiego barda
wniebowstąpił żarliwie Londyn szekspirowski.
KRYSTYNA KONECKA
POLISH, POLISH LANGUAGE
BIAŁYSTOK, POLAND
KRYSTYNA KONECKA is a poet
and journalist. She was born in Dobiegniew (Poland) in the family of
repatriates from Vilnius (now Lithuania). She started her education in Gorzów
Wielkopolski, and finished her secondary education in Tychy. Since 1979 she
lives in Białystok. She has a MA degree in Polish Philology (Warsaw University)
and she completed postgraduate studies of Culture and Education (Silesian
University). She worked as a teacher for four years and since 1972 she has been
working in journalism (‘Echo’ in Tychy, ‘Kontrasty’ and ‘Gazeta Współczesna’ in
Białystok) and contributed articles to many magazines published in Warsaw. She
has been working as photographer for a number of years and her numerous
photographs have been published in magazines and presented at various
exhibitions.
Krystyna Konecka is a member of The Polish Writers’
Union (Warsaw branch). In poetry she favours sonnets. Her first volume of
poetry ‘Sonety codzienne’ (Everyday Sonnets) (Katowice, 1978) was the beginning
of her literary experiences with the form of sonnet and the wreath of sonnets
(sonnetti a corona). She is an author of nearly twenty books of poetry and
reportages. Her poems have been published in Polish and foreign periodicals and
anthologies. For her achievements poetry and journalism (reportages on social
issues, literary and theatrical criticism, articles on the culture) Krystyna
Konecka has received literary awards and was highly regarded by critics. She
attends the international literary meetings. Barbara Wachowicz, famous Polish
writer, stated: ‘…the last person in Poland who leads sonnet that way.’
No comments :
Post a Comment